Super Bowl, super… reklamy
Puchar Super Bowl, czyli finał ligi futbolu amerykańskiego – nazywanego przez niektórych rugby (ale radzę nie mylić;) – to wydarzenie, któremu w USA nadaje się co roku rangę na miarę co najmniej Święta Niepodległości na Placu Piłsudskiego. Z tą subtelną różnicą, że defilady w Warszawie jeszcze nigdy nie oglądało ponad 110 milionów ludzi.
Tak to już jest. Amerykanie nie mają równie bogatej historii co Polacy, dlatego kiedy my wspominamy bohaterów wojennych, oni chwalą się nakręconym w kolorze „Czarnoksiężnikiem z Oz”.
Wracając do meczu – Super Bowl to klasyka. Zarówno jeśli chodzi o dyscyplinę, której zasady po tej stronie planety znają tylko wybrańcy, jak i fenomen marketingowo-kulturowo-społeczno-medialno-rozrywkowy (kolejność bez znaczenia).
Ponieważ ja nie zaliczam się do znawców NFL, napiszę o reklamach. Nie ma chyba okazji, na którą producenci czekaliby z takim pożądaniem, jak na finał Super Bowl. W czasie telewizyjnej transmisji z meczu pokazują się ci, którzy zapłacili najwięcej – i jednocześnie zapewniają sobie gigantyczną widownię. Tak jak dla występujących tego wieczora na scenie artystów, tak i dla producentów jest to promocja, za jaką warto dać sobie uciąć rękę i… roczny budżet o połowę.
W niedzielny wieczór na stadionie Lucas Oil Stadium w Indianapolis zaprezentowali się m.in.: seksowne M&M’s na niegrzecznej imprezie; Best Buy w technologicznie zaawansowanej i wzruszającej oprawie; kilkakrotnie białe misie Coca-Coli (są marki, których na finale NFL nie może zabraknąć;). Chevrolet jako jedyny przetrwał koniec świata i atak UFO – bo w końcu „Chevy runs deep”. Przeżył też pies.
Pies pojawił się też w reklamie Volkswagena – a dokładniej mówiąc, odchudzający się pies. Zwierzak mnie wzruszył (oj, chyba w ogóle za bardzo się wzruszałam podczas seansu), niestety efekt zepsuł Darth Vader – a może tylko ja nie jestem jego fanką. Widać VW poszedł za zeszłorocznym ciosem, ale rezultat nie powalił mnie na kolana.
A wracając do Chevroleta, wrażenie zrobił też film z samochodami skaczącymi na bungee (między innymi). Całą kampanię można podziwiać na www.letsdothis.com.
Dla Pepsi Elton John jako król oglądał popisy „błaznów”. To na pewno było drogie przedsięwzięcie… 😉
Ale trybuny to dopiero musiały oszaleć, kiedy H&M pochwalił się wielkim Beckhamem – co z tego, że czarno-białym, skoro tylko w podkoszulkach i bieliźnie. Na mnie śliczny David też działa codziennie rano pod rotundą w Warszawie;)
Zaskakująca i dowcipna była reklama serwisu taxact.com, w której chłopiec obiegł dwa razy dookoła dom w poszukiwaniu wolnej toalety. Niestety, musiał się poddać i zrobić, co miał zrobić, w basenie. Hasło: „feel the free”. Metafora ulgi.
Widzom objawił się też trailer „Gwiezdnych Wojen” w 3D, u których – w przeciwieństwie do „Króla Lwa” – widzę potencjał.
Była też znana z polskiej adaptacji reklama Fiata Abarth (nigdy nie zapomnisz, kiedy pierwszy raz go zobaczyłeś; noo, na pewno nie zapomnisz, jeśli odrobina spienionego mleka z twojej kawy na wynos spadła w tym momencie na dekolt gorącej Latynoski. Ale to już znamy;)
Z filmiku Kia Optima nareszcie dowiedziałam się, o czym naprawdę śnią mężczyźni (a oprócz samochodu tejże marki są to np.: wielkie kanapki a la Subway na środku stadionu i koncert rockowy. Jestem zaskoczona;)
Było też coś dla fanów Forfitera – trailer filmu „Swamp People”, na który dzięki reklamie na pewno się nie wybiorę.
Ogólnie: samochody, samochody, filmy, samochody, Coca Cola, Budweiser, samochody.
Zadaniem wielu reklam – moim zdaniem – był jasny przekaz: „nie, nie jesteśmy w kryzysie, jest coraz lepiej, dziękujemy wam”. Taką funkcję spełnił np. Clint Eastwood w filmiku Chryslera. Ameryka przystępuje do drugiej połowy gry. Gdyby pan Eastwood startował w wyborach prezydenckich, z takim hasłem mógłby wygrać – to chyba nawet lepsze nić „Yes we can”;) Chociaż eskperci twierdzą, że reklama była raczej podziękowaniem dla Obamy za wspomożenie biednych niż jego konkurencją. Sam aktor natomiast mówi, że do demokratycznych poglądów mu daleko.
Osobiście najbardziej spodobała mi się chyba „Eternal optimism” Budweisera. Za fabułę i historyczne momenty.
Strasznie przypadła mi do gustu też inna Bud-reklama: „Rescue dog”. Sweeeet! I na dodatek śmieszna.
Wszystkie reklamy można oceniać i komentować na oficjalnej stronie. Komu zależy – do myszek 🙂 W moim prywatnym i jak najbardziej nieobiektywnym rankingu wygrywa chyba Budweiser łamane przez Bud Light oraz Chevy. Ta-daam!
I ostatnia informacja – jeśli ktoś jeszcze nie wie (albo nie wierzy) – podczas Super Bowl Madonna naprawdę śpiewała i skakała za d a r m o.
A nie, teraz będzie ostatnia informacja. New York Giants pokonali New England Patriots 21:17.
Comments
4 Komentarze to “Super Bowl, super… reklamy”Trackbacks
Check out what others are saying...-
[…] rok temu i kto zapłacił najwięcej za zaprezentowane wtedy reklamy, odsyłam do artykułu Super Bowl, super reklamy. A gdyby kogoś interesowały zasady futbolu amerykańskiego (wierzę w to, że znajdą się i […]
Jak donosi nasz specjalny korespondent z Chicago, Ms. Dagmara, Madonna wcale nie śpiewała na żywo… Co Wy na to?
Serwis http://blog.zap2it.com też zapytał o to swoich użytkownikow. Prawie 80% stwierdziło: „Nope, it was obvious lip-syncing”.
W każdym razie – za darmo;)
Świetny wpis. Widać, jak na dłoni, że w zbieraniu tych błyskotliwych myśli, dużą rolę odegrała dobra kawa! Przynosisz nam dużo radości tym blogiem. 🙂
Dużo radości to przynoszą dopiero komentarze ;))