Jeff wraca do domu – recenzja filmu
Niezmiernie miło było nam gościć Was podczas trzeciej (jubileuszowej) edycji American Film Festival. Pokazaliśmy 54 filmy, w tym 36 premier polskich, 2 europejskie i 1 światową. Łącznie odbyło się 105 seansów. Festiwalowe projekcje obejrzało blisko 17 tysięcy widzów – tyle o American Film Festival ze strony organizatorów po wyświetleniu napisów końcowych ostatniego z filmów.
A mnie niezmiernie przykro jest stwierdzić, że na tym festiwalu się nie pojawiłam:( Mimo wszelkich starań, żeby ubiegły weekend spędzić we Wrocławiu, z przyczyn przeprowadzkowo-remontowych zostałam uziemiona w Warszawie… Na pocieszenie musi wystarczyć mi fakt, że jeden z festiwalowych filmów udało mi się zobaczyć w ramach przedpremierowego pokazu wcześniej.
Pocieszenie to całkiem niezłe, bo i film dość wybitny.
Jeff wraca do domu
Wszystkie drogi prowadzą do idealnego miejsca. Zbliżamy się do niego z każdą chwilą. Czy po to, by można było powiedzieć: „trwaj chwilo, jesteś piękna!” i wkroczyć prosto do piekieł? Nic z tych rzeczy. Jeff snuje swoje filozoficzne refleksje o przeznaczeniu, siedząc na sedesie. Nie musiałam czytać opisu dystrybutora, żeby żywo zainteresować się filmem już po pierwszej scenie, w której Jeff nagrywa swoje przemyślenia na dyktafon, załatwiając przy okazji inne sprawy;)
Gdyby nie uporczywe naleganie matki, żeby ponadtrzydziestoletni synek naprawił z okazji jej urodzin zepsutą żaluzję – wystarczy ją tylko skleić – Jeff prawdopodobnie do wieczora nagrywałby ciąg dalszy swoich pytań o sens życia. Zanim jednak uda się do sklepu po klej, odbiera dziwny telefon.
Kevin? Nie, nie Kevin, Jeff – tu nie mieszka żaden Kevin. Może i nie mieszka, jednak ślad na życiu Jeffa odciska i ten, zamiast kupić klej, a następnie przykleić żaluzję jak Bóg i matka przykazali, udaje się w pogoń za znakami. Śledzi młodeego fana koszykówki z imieniem „Kevin” na plecach. Wskakuje na ciężarówkę firmy, która ma „Kevina” w nazwie. I o dziwo, to pozornie dziecinne zachowanie opłaca się, bo pozwala Jeffowi spotkać się i pogodzić z bratem-egoistą, scala małżeństwo tego brata-egoisty, a na końcu ratuje z wypadku przypadkowego mężczyznę, ojca dwójki dzieci.
Przypadkowy mężczyzna ma na imię Kevin.
Jeff uratował Kevina i wierzy, że to właśnie był jego cel na dany dzień. Sens życia. Może spokojnie wrócić do swoich łazienkowych zajęć, a widz opuszcza salę kinową nieco wzruszony, lekko podekscytowany, całkiem rozbawiony i… zastanawia się, na dał się nabrać reżyserom (braciom Duplass), a na ile znaki faktycznie mają znaczenie w naszym życiu…
Jeśli po powyższym opisie uważacie, że fabuła jest nudna i jednowątkowa, dodam tylko, że matka braci – w tej roli dobra jak zawsze Susan Sarandon – po cichu marzy o romansie z wielbicielem ze swojej firmy, który okazuje się jej najlepszą przyjaciółką, brat-egoista bez porozumienia z żoną kupuje najnowsze Porsche, po czym tego samego dnia rozbija je w ogródku pary starszych czarnoskórych Amerykanów.
Jeff wraca do domu
(Jeff, Who Lives at Home)
reżyseria: Jay Duplass, Mark Duplass
USA 2011
83 minuty
Oficjalna strona filmu: www.jeffwholivesathome.com
***
O innych filmach wyświetlanych w ramach festiwalu, jego mocnych stronach i nagrodzonych obrazach przeczytacie na Co jest grane.