White American Christmas
Dashing through the snow i mijając kolejki w sklepach z zabawkami, iPadami, planując nie dwanaście, a sto dwanaście potraw typu faszerowany indyk, zupa dyniowa, gingerbread cookies oraz mnóstwo innych ciasteczek – tak spędzają święta (i okres przedświąteczny) Amerykanie.
Prawie jak w Polsce, huh? Ostatnie dni i tygodnie przed świętami, a także same Holidays, nie różnią się aż tak bardzo od postawy, jaką prezentuje większość polskich rodzin – jest trochę stresu i trochę biegania, ale przede wszystkim rodzinna atmosfera, mnóstwo upominków, mnóstwo jedzenia i mnóstwo wydanych pieniędzy.
Nie ma w tym zresztą nic dziwnego, bo w końcu sporo świątecznych tradycji przywieźli do USA pierwsi osadnicy z Europy (a dokładnie protestanci z Czech na początku 19. wieku, reszcie Stanów Boże Narodzenie spodobało się jakieś 30 lat później). Ale są też pewne smaczki, jak na przykład „wysyłanie” kartek świątecznych za pomocą fajerwerków – który to zwyczaj wziął się stąd, że jeden sąsiad miał do drugiego na farmę za daleko i postanowił wykorzystać do złożenia życzeń sztuczne ognie, i który to zwyczaj nadal utrzymuje się na Hawajach…
Co zatem wyróżnia amerykańskie święta? Jakie zwyczaje bożonarodzeniowe panują za oceanem?
Przede wszystkim, inaczej niż u nas, to nie Wigilia jest najważniejszym dniem, a 25 grudnia – dzień narodzin Jezusa Chrystusa, chociaż dla wielu osób wymiar religijny już dawno zatracił znaczenie. Tego dnia rodziny spotykają się z krewnymi, znajomymi, a czasem także sąsiadami, jedzą, piją i obdarowują się wzajemnie prezentami. Zamiast karpia na kolację, tu zjada się indyka na obiad – wielkiego, pieczonego, faszerowanego warzywami (lub innymi dodatkami), a oprócz tego podaje się też tradycyjnie świąteczny pudding.
Oczywiście w wielu rodzinach przywiązuje się też ogromną wagę do obchodzenia Wigilii, pasterki… jednak w porównaniu z wymiarem właściwych Xmas, pasterka to małe piwo;).
Ale zanim ten dzień nastąpi, wszyscy hucznie i na bogato dekorują domy i ogródki świątecznymi lampkami, bombkami, sztucznymi reniferami i podobiznami Świętego Mikołaja, który zresztą w znanej na całym świecie postaci narodził się właśnie w Stanach (więcej o sympatycznym dziadku z białą brodą i wielkim brzuchem ukrytym pod czerwonym płaszczem przeczytacie tutaj). Jego tradycyjny outfit wszyscy znają z kolei z reklam Coca-Coli…
Zdjęcie pochodzi ze strony rolexblog.blogspot.com
Szkoły i przykościelne organizacje wystawiają jasełka oraz przygotowują obiady dla uboższych obywateli, i tak dalej, i tak dalej…
Ile stanów, tyle zwyczajów
Co ciekawe, sygnałem do oficjalnego rozpoczęcia Bożego Narodzenia nie jest po prostu zmiana daty w kalendarzu, a na przykład Święty Mikołaj, który przypływa na desce surfingowej (co ma miejsce w Kalifornii).
Także na Hawajach Mikołaj nie przyjeżdża jak człowiek (a raczej jak Mikołaj) saniami, a przypływa łodzią pełną świątecznych upominków, dekoracji i smakołyków.
W Arizonie co roku ma natomiast miejsce rytuał zwany Las Posadas, czyli inscenizacja poszukiwania miejsca przez Maryję i Józefa. Dzięki temu tradycja jest żywa, młodsi i starsi przypominają sobie biblijną historię, a przy okazji mogą zerknąć na szopkę w ogródku sąsiada i porównać ją z własną ;).
Różne zwyczaje panują też w społecznościach, w których bogate są wszelkie imigracyjne tradycje – inaczej świętują Polacy w Chicago, rozsypując siano na podłodze kuchni lub przynajmniej wkładając jego garść pod obrus, a inaczej Niemcy, Włosi, Hiszpanie i ich potomkowie. Multi-kulti!
Do wyboru, do koloru
Różne są też choinki. A nawet mnóstwo choinek. Producenci prześcigają się w tworzeniu coraz to nowych wzorów, wykorzystując rozmaite materiały – Wikipedia wspomina co najmniej kilkanaście rodzajów sztucznych choinek, jakie pojawiły się w USA po wojnie. Cały artykuł jest bardzo ciekawy – polecam!
I w związku z tym, że dziś Wigilia i póki co, w Polsce najwięcej czasu zajmują przygotowania do wieczornej kolacji, nie zajmuję Wam więcej czasu, tylko… życzę pięknego świętowania – niezależnie od tego, czy w polskim, czy amerykańskim stylu. Merry Christmas!
A na deser – świąteczny hit, który przekonał mnie, że nie ma na świecie bardziej wyluzowanego kraju niż USA. A wszystko za sprawą szalonych pracowników ambasady w Warszawie, którzy wystąpili w teledysku „All I want for Christmas”. Kto jeszcze nie widział, niech zobaczy:
Poza samym filmem najbardziej spodobał mi się jeden z komentarzy, zaplątany gdzieś pomiędzy wpisami o zachwycającym luzie w ambasadzie a pytaniami o dostępność wiz dla Polaków:
If you only knew how many hearts I’ll break, you’d never give me a visa.
I’d say is over a hundred by now and last one’s name was Lisa 🙂
If you only knew how much money I’ll make, before I get my green card,
You’d replace the woman who gave me that visa, for someone actually smart 🙂
Yet I’m really thankful, that she approved my application,
And I was able to become, small part of this crazy American nation 🙂
Merry Christmas folks! :))
Co Wy na to? 🙂
PS. Więcej o świątecznych zwyczajach przeczytacie też tutaj i tutaj.