Kobieta kochana przez wszystkich
Posted by US-lovers on 23 lipca, 2015 · 2 Komentarze
Dawno mnie tu nie było. I chociaż pewnie to ja bardziej stęskniłam się za blogiem niż blog za mną, należą mu się przeprosiny. Ostatnie tygodnie (miesiące!) były wariackie, na wszystko brakowało czasu, a tematy na kolejne wpisy trafiały do szuflady (zaraz, zaraz, czy ja w ogóle mam w domu jakieś szuflady?), do szkiców w skrzynce pocztowej albo na przypadkowe skrawki papieru, których nigdy w życiu nie odnajdę.
Nie znaczy to jednak, że w ogóle nie pracowałam nad nowymi tekstami dla US-loversów. Wręcz przeciwnie. Nawet podczas mojej ostatniej podróży, nie do USA wcale, wokół mnie roiło się od amerykańskich inspiracji, które aż prosiły się o to, żeby je wykorzystać. Co niniejszym czynię. 🙂
Na pierwszy ogień pójdzie szalenie ważny dla Amerykanów symbol, a dlaczego zainspirowały mnie do napisania o nim wakacje w jednym z europejskich krajów, przeczytacie… za kilka akapitów.
Statua Wolności to ikona Stanów Zjednoczonych i atrakcja turystyczna chyba najczęściej pojawiająca się na magnesikach i innych dość tandetnych pamiątkach (właśnie, właśnie, taka sama podobizna zdobi moją podkladkę pod myszkę).
Wcale nie powstała jednak w Stanach, a we Francji, gdzie tamtejszy rząd przekazał ją w prezencie amerykańskiemu ambasadorowi z okazji stulecia uchwalenia Deklaracji Niepodległości, po czym przypłynęła statkiem do nowej ojczyzny.
Zanim jednak dotarła, cała i zdrowa, musiała zostać rozebrana na części. Dokładnie na 350 fragmentów o wadze od kilkuset kilogramów do kilku ton. Prawe ramię, to trzymające pochodnię, odbyło wycieczkę za Atlantyk po raz drugi w swoim krótkim jeszcze wtedy życiu, ponieważ 8 lat wcześniej ten sam element odwiedził Stany w celach promocyjnych i propagandowych.
Wreszcie, w 1886 roku, całość, zmontowana i zabezpieczona, stanęła u ujścia rzeki Hudson. I od tamtej pory dumnie spogląda na imigrantów przybywających do USA za chlebem, podróżników spragnionych amerykańskich doznań i oczywiście mieszkańców Nowego Jorku.
Przez długie lata, zanim pojawiły się samoloty, to właśnie Statua była pierwszym obiektem widocznym dla imigrantów z Europy na amerykańskim lądzie. Tym samym posąg stał się „patronem” osób, które zmierzały ze Starego Świata do tego nowego, lepszego, wymarzonego. Oficjalna nazwa obiektu to zresztą „Wolność opromieniająca świat” i faktycznie, przez bardzo długi czas Statua była symbolem wolności i marzeń.
Na tym zresztą symbolika się nie kończy. Trzymana przez kobietę pochodnia odnosi się do postępu, a tablica symbolizuje amerykańskie prawo (ach, Amerykanie kochają to swoje prawo). Na postumencie znajduje się również pęknięty łańcuch, czyli alegoria wyzwolenia.
Matki, żony i kochanki. A nie, jednak tylko matki i kochanki
Statua została wzniesiona w latach 1884–1886 według projektu Frédérica Auguste’a Bartholdiego, znanego nieco szerszej publiczności Gustawa Eiffla (który odpowiadał za stronę konstrukcyjną dzieła) i Richarda Morrisa Hunta (ten pan miał za zadanie stworzyć tylko i aż postument. Na niego najmniej osób zwraca uwagę, ale wiadomo, że bez fundamentów nie ma budowli, więc panu należy się przynajmniej wzmianka).
Uwierzycie, że posąg jest dwa razy niższy niż Pałac Kultury i Nauki w Warszawie?! Ma 93 metry (PKiN – 231), twarz matki autora i ciało… jego kochanki. Ciekawe, czy panie miały okazję kiedykolwiek się spotkać i czy się lubiły. Albo czy spodobałaby się im takie połączenie głowy z korpusem. 😉
Jeszcze ciekawsze jest to, że posąg początkowo wcale nie był zielonkawy. Jego oryginalny kolor to połyskujący brąz, ponieważ konstrukcja została wykonana z miedzi – to, co widzimy obecnie, to pokrywająca całość patyna.
Mosiężna kobieta jest dość potężna – waży 229 ton (sama tabliczka – 31 ton!). Dla ścisłości i ku uciesze miłośników matematyki dorzucę jeszcze kilka liczb. Na szczyt posągu prowadzą 354 stopnie, a korona ma 7 promieni i znajduje się w niej 25 okien.
Ten monumentalny obiekt doczekał się uwiecznienia na milionach fotografii, tysiącach obrazów, a także stałego miejsca w kulturze. Był wielokrotnie opisywany, a jeszcze częściej pojawiał się w filmach. Jest nawet taki słynny cytat Woody’ego Allena ze Statuą w roli głównej: „Moje życie jest żałosne. Ostatni raz byłem w kobiecie, zwiedzając Statuę Wolności.” Może i Allen miał na co narzekać, to już jego prywatna sprawa, ale ja tam myślę, że zwiedzić Statuę Wolności – to jest coś!
A inspirację, o czym dziś napisać na blogu, podsunęła (najpierw mojemu mężowi, natomiast on mi) wizyta w Colmar w Alzacji, gdzie znajduje się muzeum Bartholdiego.
Tak wyglądał pan Bartholdi, kiedy był piękny i młody…
…tak wygląda jego muzeum w Colmar….
…a tak wygląda nieco mniejsza niż ta amerykańska Statua Wolności, również w Colmar.
Share this/Podziel się :)
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku(Otwiera się w nowym oknie)
- Udostępnij na Twitterze(Otwiera się w nowym oknie)
- Kliknij, aby udostępnić na Pinterest(Otwiera się w nowym oknie)
- Kliknij, aby udostępnić na LinkedIn(Otwiera się w nowym oknie)
- Kliknij, aby wysłać to do znajomego przez e-mail(Otwiera się w nowym oknie)
- Kliknij by wydrukować(Otwiera się w nowym oknie)
Podobne
Comments
2 Komentarze to “Kobieta kochana przez wszystkich”Skomentuj Anuluj pisanie odpowiedzi
Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.
A Alzacja też jest piękna! 🙂
Prze-piękna! Po przejechaniu Francji wszerz (na wzdłuż przyjdzie pora podczas kolejnej podróży) stwierdzam, że jednak wpływy niemieckie, mur pruski i odrobina mięsa na talerzu – to jest to! 🙂