Odkryłam Amerykę. Na nowo
Nie wiem, ile razy w życiu użyłam określenia „odkryć Amerykę”. Prawie zawsze brzmiało ironicznie. Każdy kojarzy pewnie z lekcji historii przynajmniej postać Krzysztofa Kolumba i datę 1492 r.. Może wiecie też, że w 1620 roku do wybrzeży przyszłych Stanów Zjednoczonych przybył statek Mayflower.
Ale co się działo pomiędzy? Sto lat to kawał czasu. O tym jest książka fenomenalnego Tony’ego Horwitza pod tytułem „Podróż długa i dziwna”. I właśnie dlatego hasło „odkryć Amerykę” nabiera dla mnie nowego znaczenia. Tym opracowaniem Horwitz udowadnia, że odkrywanie Ameryki jeszcze raz, z zupełnie innej perspektywy jest możliwe….
Kocham Stany Zjednoczone, otwartość Amerykanów, wielkie miasta i burgery. Ale nie chcę przymykać oczu na fakty związane z powstaniem USA (pomijane w podręcznikach), te, które podważają romantyczny mit Ojców Założycieli, bo przecież zagarnianie ziemi i mordowanie Indian nie sprzyja krzewieniu pozytywnego obrazu narodowego dziedzictwa.
Ta książka przybliża prawdziwe oblicze podboju kontynentu amerykańskiego. Odpowiada na pytania, który Europejczyk w rzeczywistości jako pierwszy postawił stopę na amerykańskiej ziemi? Czy John Smith był przystojnym blondynem, jakiego znamy z bajki Disneya? Dlaczego Pocahontas została pochowana pod Londynem jako Rebeka Wrothe? Dowiadujemy się z niej, że pierwszym białym dzieckiem, które przyszło na świat w Nowym Świecie, wcale nie była Virginia Dare, lecz chłopczyk o imieniu Snorri.
Książka ma oczywisty walor poznawczy. Ale jej ogromną zaletą jest także styl autora – „Podróż długą i dziwną” czyta się jak najlepszą powieść! Ja żałowałam, że musiałam chodzić do pracy i na osiem godzin przerywać lekturę z tego jakże błahego powodu. 😉
Jak się kończy ta historia, wszyscy wiedzą: Ameryka jest wielka i wspaniała (a nie jest?;) ). Nie będę Wam natomiast zdradzać szczegółów, co działo się po drodze. Przeczytajcie sami, gorąco polecam.
Na zachętę zacytuję jednak kilka fragmentów, które dadzą przedsmak tego, o czym i w jaki sposób pisze Horwitz.
Słychać w tych słowach zapowiedź przyszłych dziejów Ameryki – wolnego życia w rozległym kraju, wyłącznie dzięki własnej przedsiębiorczości i pomysłowości.
Pielgrzymi to byli uciekinierzy. Do tego mocno spóźnieni. Nietolerancyjne sukinsyny (wybaczcie, to cytat!), które przyjechały do Ameryki, żeby prześladować tutaj ludzi w taki sposób, w jaki się u nich nie dało.
(…) muszą znosić nieprzerwany napływ antropologów. W muzeum cytowano jednego z członków plemienia (…). „Zostaliśmy przebadani na śmierć. Nie potrzebujemy tego – wiemy, kim jesteśmy!”
Hiszpanie jako pierwsi i ostatni mogli na własne oczy zobaczyć zdumiewającą kulturę, o której istnieniu większość późniejszych Amerykanów nawet nie miała pojęcia.
Kolonizacja miała „uwolnić” Anglię od przeludnienia.
(zobaczcie, ile najciekawszych fragmentów zaznaczyłam!)
To naprawdę podróż długa i dziwna – i rzeczywiście pozwala nam odkryć Amerykę… na nowo.
PS. Podobno jednym z najbardziej miarodajnych pytań, jakie są zadawane na rozmowach kwalifikacyjnych, jest wcale nie to o największe sukcesy czy „gdyby był Pan zwierzęciem, to jakim”, ale to o ostatnio przeczytaną (dobrą) książkę. Jakiś czas temu na to pytanie podczas rozmowy o pracę opowiedziałam o „Podróży długiej i dziwnej”. Jestem trzeci tydzień w nowej pracy. #brawoja 😉