New York’s Little Poland
Kto by pomyślał – to nie chińska, a polska dzielnica jest największym „zagranicznym” dystryktem Nowego Jorku. „Charlotte Observer” zachęca – zgodnie z polskim przekonaniem – że przez żołądek do serca: Go and eat your heart out.
Autor poleca iść tam, gdzie nas nos poprowadzi – bo nie ma chyba lepszej reklamy lokalu niż wydostający się z niego na ulice zapach. Świeży chleb, aromatyczna szynka (już jestem głodna), słodkie ciasteczka…
I want to eat food that my babcia made
Polecam cały artykuł. Fajnie wiedzieć, jak postrzegają naszych rodaków nowojorczycy – jakie szyldy zwracają ich uwagę, dlaczego 25 rodzajów wędlin w sklepie robi na nich wrażenie, co sądzą o gawędzących po polsku przechodniach, a także gdzie Polacy się osiedlali kiedyś i osiedlają teraz – oraz w jakiej branży robią karierę.
Autor poświęca też uwagę Amerykanom polskiego pochodzenia, którzy – chociaż czasy się zmieniły, wszyscy mówią biegle po angielsku i nie muszą mieć kompleksu przed przeprowadzką do bardziej prestiżowych dzielnic – wcale nie chcą opuszczać Greenpointu. Przecież tutaj jest przyjemnie, zielono, taniej (!!!), wszędzie da się dojechać rowerem, no i wreszcie… chcą eat food that babcia made.
Courtesy of Peter Zelenka, z którym miałam przyjemność przemierzać polską dzielnicę w NYC
A tym z Was, którzy będą mieli okazję zwiedzać w najbliższym czasie NYC, polecam wybrać się do Little Poland nie tylko dlatego, żeby spotkać „swoich” i sprawdzić, jak im tam się w Stanach żyje, ale i dlatego, że to tuż obok modnego Williamsburga. Byłam, polecam:) To trochę takie warszawskie Ząbkowska, Koneser i Francuska razem wzięte – klimatyczne knajpki, uliczni artyści, okolica spokojniejsza niż na Manhattanie – i to o ile spokojniejsza!, zielona – a do tego serwuje rewelacyjny widok na panoramę miasta, zwłaszcza o zachodzie słońca. Widok poniżej to tylko próbka możliwości;).
Absolutny must.
Źródło: Pixmac.pl
Greenpoint zaprasza!
Comments
4 Komentarze to “New York’s Little Poland”Trackbacks
Check out what others are saying...-
[…] i o ludziach, którzy “chcą eat food that babcia made” pisałam nie tak dawno o, tu). Natomiast cały artykuł o nasycaniu branży mniej i bardziej potrzebnymi hasełkami zza granicy […]
Chciałoby się tam znowu… I nawet turystyczna w sklepie była! 🙂
Czego tam nie było! 😉
A pamiętasz, jak się złościłeś, kiedy prosiłam Cię o jeszcze jedno zdjęcie, i jeszcze jedno, polskich dziewczynek w sukienkach komunijnych? 😉
To mi przypomniałaś! 2004 r., razem z dwiema koleżankami pojechałyśmy na zakończenie naszej amerykańskiej przygody do NYC. Hostele drogie były więc ruszyłyśmy na Greenpoint. Dużo taniej, niż w hostelu (chociaż za tydzień zapłaciłyśmy tyle, co inni pewnie za miesiąc płacą) udało nam się znaleźć pokój u niejakiego Rycha. Pokój to dużo powiedziane – pomieszczenie bez okien 2×3 metry z dwoma materacami na podłodze i kawałkiem miejsca na plecaki 🙂 Poza naszą trójką w mieszkaniu jeszcze kilka osób. Było wesoło 🙂
Zabawnie było zobaczyć te wszystkie polsko-angielskie szyldy, polskie produkty na witrynach sklepowych, polskie napisy… Nie mogłam przestać robić zdjęć 😀